A było to tak:
Za siedmioma wzgórzami Bramy Lubawskiej, za siedmioma dopływami Bobru, z obchodu wrócił Załogant i przyniósł jakieś ptaki, w tym dwa fycole*.
W namiocie obrączkarskim do pracy zasiadły: Sonia SLA z linijką w ręce, oraz Gosia GPT w ręce dzierżąc długopis.
Jeden z fycoli był retrapem, więc poleciał w siną dal od razu. Drugiego fycola Sonia wyciągnęła z woreczka, rozłożyła skrzydło i się na chwileczkę zawiesiła.
Gosia zapisująca: "Co takiego może być w fycolu?"
Sonia pokazała to skrzydło Gosi. Gosia zerknęła na głowę fycola i wybiegła z namiotu z wołaniem do Załoganta "Jest ptaaak! To nie fycol! Ma skrzydło jak zniczek/mysik ale głowa jak u fycola". Załogant przybiegł czym prędzej w jednym woderze i jednym treku.
Wszyscy zaczęli robić zdjęcia. Szansa, że ptak ucieknie z ręki jest niby taka sama jak w przypadku innych. Ale ręce trzymające mogą nie wiedzieć jak cenny ładunek niosą, przestraszyć się zamieszania i popuścić 😄
Zaczęła się obozowa rozkmina, ale przede wszystkim rozkminiała Sonia. Po chwili z ogniska kuchennego uniósł się biały dym, a kierowniczka ogłosiła werdykt:
💥 INORNATUS! 💥
Ptak został dokładnie pomierzony, jeszcze raz sfotografowany i wypuszczony.
Ciekawe spostrzeżenie załogi: w ręku wydawał całkiem inny dźwięk niż pierwiosnki, piecuszki, mysikróliki, zniczki: coś w rodzaju ii / cii / fii
Śpijcie dobrze po tej bajce, niech wam się przyśnią kolorowe fycole. Przyjedźcie na Bukę!
Relacja dzięki zdjęciom i opisom załogi w składzie: SLA, GPT, Kwachu, Boguś.
* fycol = PHYCOL = potoczne, obozowe określenie pierwiosnka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz