Tempo obrączkowania ptaków nieco osłabło, w tej pentadzie zaobrączkowaliśmy 201 ptaków z 29 gatunków, pojawiło się też aż 89 retrapów i 11 kontroli.
Poniżej jeden z nasz standardowych wykresów. Jeśli was nie interesuje to przewińcie do kwiecistych opisów życia obozowego, a jeśli nie wiecie o co k'man: gdy czerwone kropeczki są powyżej szarej linii - cieszymy się!
Pierwsza dziesiątka ptaków z tej pentady:
1) dymówka - 38
2) pierwiosnek - 35
3) kapturka - 21
4) bogatka - 13
5) muchołówka żałobna - 11
6) gajówka - 9
7-9) modraszka, piecuszek i muchołówka szara - 8
10) piegża - 6
Ponownie pierwiosnek zdetronizowany 😕 Dymówka nie osiągnęła rekordowego wyniku jak na bukówkowe warunki, ale to i tak wystarczyło, żeby zepchnąć Fycola z najwyższego pudła - dla niego był to jeden z gorszych wyników: w pentadzie 49 powinien osiągnąć liczebność powyżej 40, a nawet 50 os.
Z kolei dla muchołówki szarej zapowiada się najlepszy rok - 8 ptaków tylko w tej pentadzie podczas gdy do tej pory maksymalnym wynikiem całego sezonu było 8.
Pojawiło się oczywiście wiele nowych dla sezonu - i ciekawych - gatunków: świerszczak, gąsiorek, krogulec, dwa podróżniczki, uszatka.
Przełom sierpnia i września upłynął na Buce pod kierownictwem Smyka BSM, załogę zaś tworzyli Emilia, Zosia, Alicja, Magda z Karolem, Julek, wszystkie Grzesiaki (Kamila, Wojtek, Witek i Wandzia), Julka, Marcelina, Artur i Kamila T.
Pentada nie była przełomowa ptasio, ale nastąpił chociaż przełom w pogodzie. Pierwsze trzy dni były typowo mikstowe – niby ciepłe i chwilami letnie, ale z przelotnymi deszczami i porywami wiatru, ogólnie mało przyjemne dla załogi (i chyba też dla ptaków, sądząc po słabym ruchu w sieciach). Kulminacja nastąpiła w ostatni dzień sierpnia, gdy Buka w pół dnia zaprezentowała nam chyba wszystkie odmiany deszczu (no może poza zenitalną ulewą). Gdy w końcu wtorkowym popołudniem deszcze definitywnie się kończyły, od razu wyszło słońce, dzięki czemu załoga mogła zobaczyć niezwykłe zjawisko tęczy pod Zadzierną (kierownik BSM stwierdził, że pierwszy raz widzi górę nad tęczą 😁).
Ale żeby nie było za wesoło, to po deszczu przyszedł wiatr, i hulał półtora dnia. W momencie maksymalnego rozhulania wicher podjął próbę morderstwa kozy przez jej uduszenie (wtłaczając dym z powrotem do komina). Koza przeżyła, załoga też, choć ledwo, a całe wnętrze namiotu kuchennego zostało dokładnie okopcone dymem.
Niedobory ptaków w sieciach niestety nie były rekompensowane przez obserwacje. Jedyną ciekawostką faunistyczną był migrujący wysoko nad Kambodżą kulik mniejszy, zauważony niedzielnym świtem przez kierownika. Jak często bywa w takich przypadkach, w załodze zaczęły się odzywać magiczno-plemienne atawizmy, i podjęto próbę sprowadzenia ptaków za pomocą sił nadnaturalnych. Wzywane były sowy, za pomocą specjalnej świeczki, niestety całkowicie nieskutecznie. Były też próby racjonalnej analizy sytuacji. Kierownik BSM dorabiał coraz to nowe hipotezy czemu ptaki nie lecą, oraz wypatrywał rychłego startu dużej fali migracyjnej, która miała przynieść wyczekiwane przez Emilię w zamiarach szkoleniowych pokrzywnice. Przewidywania kierownika okazały się równie bezwartościowe jak sowie gusła 😏
Ciąg deszczowych dni znacząco zmienił stosunki wodne w obrębie obozu. Rosnący poziom wody zmusił załogę do zamknięcia w środę rano Kambodży, gdzie woda sięgała już niebezpiecznie blisko górnej krawędzi butospotni. W mieszkalnej części obozu główne place zaczęły przypominać jakieś żerowisko dla siewkowców, w ognisku kuchennym powstało oczko wodne, zaś koleina głównej obozowej drogi zmieniła się w wartki potoczek. Kierownik BSM postanowił zawalczyć z żywiołem i wykonał prace melioracyjne, polegające na wykopaniu dwóch rowów odwadniających. Jako istotny element geografii Buki rowy zyskały nazwy – Kurt (kanał drenujący ogniskowe oczko) i Albin (rów odprowadzający wodę z już wcześniej istniejącego odpływu z łąki). Pewnie te nazwy jak wiele pomysłów kierownika BSM zupełnie się nie przyjmą, ale co sobie powymyślał, to jego 😉
Niewiele się działo w kuchni. Z ciekawostek – Emilia pierwszy raz w życiu zrobiła osobną wkładkę wege do obiadu (ze względu na dietę Alicji, w której nie może być ciecierzycy i czosnku). Ostatniego dnia pentady odbyliśmy kulinarną podróż za granicę, co stało się dzięki zupie „a la węgierskiej”.
Ale było też wydarzenie związane z kuchnią, które zmroziło krew w żyłach załogi. Ostatni dzień pentady przywitany został informacją, że kończy się ser (dla niewtajemniczonych – podstawowym paliwem uczestników obozów obrączkarskich są żółty ser i majonez). Załoga przyjęła to na spokojnie – wszak tego samego dnia miały przybyć aż trzy tury nowych/starych załogantów, masa okazji na uzupełnienie zasobów. Ale najwyraźniej zaszwankowała komunikacja. Oddajmy głos Kronice:
„Krótko po południu przyjeżdża Kamila T. Przywozi zakupy, ale nie przywozi sera. Robi się groźnie, zapomnieliśmy poprosić o uzupełnienie.”
„Wieczorem dojeżdżają JBA, Marcelina i Artur. Przywożą trochę różnych zakupów. Ale nie ser! (zapomnieliśmy poprosić…).”
„Późnym wieczorem przyjeżdża Emilka. I oczywiście nie ma sera! (nie udało się do niej dodzwonić aby go kupiła.”
Tym samym czwartek 2 września stał się Dniem W Którym Zabrakło Sera. Nie wątpimy, że jednym powodem dla którego obóz przetrwał, był fakt posiadania zapasów majonezu. Na eksperyment testujący możliwości choćby krótkotrwałego przetrwania obozu bez sera i majonezu nigdy się nie zdecydujemy!
Były wydarzenia groźne, były też chwile wzruszające, choćby wtedy gdy załogantki Julka (JBA) i Marcelina (wkrótce też będzie mieć swój kod!) przywitały kierownika bukietem kwiatów. Życie obozowe nigdy nie przestanie zaskakiwać 😁🌸🌹🌺🌻🌼
Pentadę opisali: BSM i HSZ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz